14 lat blogowania. Trochę wspomnień, starych fotek i jedna dobra rada

14 lat temu podjąłem najważniejszą decyzję życia. Pomieszkiwałem w małym, śmierdzącym ulicznymi spalinami mieszkaniu, nie miałem kasy, całe dni spędzałem w domu, nikt mnie nie lubił, na niczym się nie znałem, a przytulać mogłem się co najwyżej do mojej kury. Mogłem zrobić tylko jedno. Założyć bloga i stać się popularnym blogerem.

 

Był 10 kwietnia 2005 roku

Napisałem krótki tekst, którego nikt nie przeczytał, po czym na pół roku zostawiłem pisanie, aby nauczyć się, jak budować markę w wirtualnym świecie, którego realny świat miał w dupie. Tyle wystarczyło, aby jesienią, w ciągu 3 miesięcy  od rozpoczęcia regularnego pisania, zebrać +/- 600 tysięcy czytelników (w skali miesiąca). To tak w skrócie, bo do bloga przygotowywałem się już wcześniej, ale opowiem o tym innym razem.
Nie byłem pierwszy.
Wchodziłem na teren zajęty przez dziesiątki tysięcy blogerów. Lubianych, popularnych. Wchodziłem na teren, na którym istniały pisane i niepisane reguły gry.

To też 2005. Jakby kto pytał.

Robiłem swoje. Pisałem, pisałem, pisałem.
Miałem szczęście, bo social media powstawały i rozwijały się na moich oczach. Miałem szczęście być w tym biznesie od początku, ale to szczęście miało też tysiące innych blogerów. Nie wszyscy to szczęście wykorzystali. Jedni wybrali inną drogę i są dziś piękni, bogaci, szczęśliwi, ale wielu pozostałych w siebie nie wierzyło lub  nie umieli dostosować się do zmieniającej rzeczywistości. Zawsze podążałem za tym, czego nie rozumiałem, nie buntowałem się na nowinki, nowe serwisy, spadki zasięgów, durne regulaminy i algorytmy. Nigdy nie przestałem się uczyć. Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałem choćby jeden dzień, w którym nawet przez kwadrans nie zajmowałem się nauką funkcjonowania blogerów, influencerów, social mediów i biznesu w social mediach. Nie umiem już nie uczyć się tego i na szczęście od wielu lat mam możliwość uczyć tej sztuki innych.

 

Przynajmniej kuchnię miałem zajebistą

Być może myślisz sobie, że już jest za późno,

już wszystko zostało napisane, powiedziane, wysłuchane i skonsumowane. Ciągle słyszę, że blogów nie opłaca się już prowadzić, bo tracą na znaczeniu. 14 lat temu wszyscy blogerzy byli w jeszcze gorszej sytuacji, bo blogi nie miały żadnego znaczenia. Ciągle słyszę, że dziś konkurencja jest za duża. To bzdura. Nie konkurujesz z innymi blogerami. Konkurujesz ze wszystkim, co może angażować twojego potencjalnego czytelnika. Konkurujesz z ciekawymi książkami, dobrymi filmami, konsolami do gier. Konkurujesz z radiem, telewizją, prasą, netfliksem, amazonem, jego żoną, jej mężem, ich dzieckiem. Ale tak było zawsze. 14 lat temu również konkurowaliśmy z rzeczami, produktami, usługami i ludźmi, którzy angażowali naszych odbiorców. To zawsze jest walka o uwagę odbiorcy, czas, który nam poświęca.

Jeśli czytasz 3 blogerki parentingowe i widzisz czwartą, równie ciekawą, to przecież nie myślisz sobie „ojej, nie będę jej obserwowała, bo już obserwuję inne”. Po prostu zaczynasz ją obserwować, a pozostałe usuwasz nie dlatego, że masz za dużo obserwujących, ale dlatego, że nie dają Ci już tego, czego potrzebujesz. Albo zostawiasz wszystkie cztery i rozglądasz się za piątą.

Czasami nawet sprzątałem. Chyba był wtedy mróz.

Jednak z już 9-letniego doświadczenia w szkoleniach wiem, że

największą konkurencją dla blogera jest on sam.

Odkłada na później. Nie wierzy w siebie. Nie czuje się na siłach. Nie wie jak. Nie wie z kim. Nie wie po co. Nie widzi sensu. Boi się. 
„Jeszcze nie teraz”. „Kiedyś na pewno”. „W końcu się za to wezmę”.
Gówno prawda. Nie weźmiesz się za to, bo już na starcie traktujesz to jako coś co musisz zrobić. Ty masz chcieć to robić! To nie ma być twoja kolejna praca do wykonania. To powinna być realizacja twojej potrzeby tworzenia. Codziennie, co dwa dni, raz na tydzień, ale regularnie. To jest potrzeba, którą ma się stale, nawet gdy przez miesiąc nic nie robisz.
14 lat temu mieliśmy nic. Zero. Był blog i do widzenia. Trzeba był kombinować jak się wybić, ale jak tu się wybić, skoro nigdzie nie możesz wykupić żadnej reklamy, nie ma social mediów, a na hasło „blog” słyszysz drwiący śmiech znajomych?

Masz teraz od groma możliwości. Darmowych i płatnych.

Setki fantastycznych ludzi, mających wieloletnie doświadczenie robią bezpłatne webinary, wydają bezpłatne ebooki. Łatwo ich znaleźć, widzisz na fejsie te reklamy, może też cię trochę wkurwiają. Klikaj w nie! Ściągaj to wszystko hurtowo i ucz się! Nawet jeśli ktoś ci daje 10-stronicowego ebooka złożonego na kolanie, to być może właśnie tam będzie wskazówka, która zmieni ci spojrzenie na rozwój twojej marki.

 

Do tego masz tysiące artykułów poradnikowych w sieci.

Polskich i zagranicznych autorów. Tysiące angielskich książek do wyjęcia za grosze na Amazonie. 
Tysiące porad na Youtubie. Prywatny kontakt z praktycznie każdym doświadczonym influencerem. Pisz, pytaj, ucz się, nawiązuj znajomości.

14 lat temu nikogo nie było stać na bloga na własnym serwerze. Dziś twoim serwerem, jeśli nie chcesz inwestować na początku w rozwój, jest Facebook, Instagram, Youtube. Za darmo. Konto założysz w 3 minuty.
Pierwszy cyfrowy aparat za astronomiczne 650 zł kupiłem dopiero pod koniec drugiego roku blogowania. Dziś lepszy aparat masz w swoim telefonie. Zawsze przy tobie.
Pierwszy mały laptop za jeszcze bardziej astronomiczne 1200 zł kupiłem po 4 latach. Wziąłem na 12 rat. Raty na znajomą, bo mnie by nikt kredytu nie dał. Wifi? Kurwa, panie, jakie wifi. Wychodziło się na miasto i mogłeś se co najwyżej smska napisać. 
.
I mógłbym tak dalej wymieniać. Trudno jest tylko tym, którzy nie chcą dowiedzieć się jak się wybić, jak pisać, jak nagrywać, jak funkcjonować w social mediach. Trudno jest tym, którzy tworzą sobie w głowie bariery. Albo myślą, że bycie influencerem to po prostu wrzucanie fotek na instagram i czekanie aż złoto spadnie z nieba.

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Jason Hunt (@jasonhunt_life)

 

 

Masz wiele możliwości. Nie bądź dla siebie największą konkurencją i rusz dupcię. Nie jest za późno i nie będzie za późno nawet za rok, ale po jaką cholerę czekać kolejny rok?

 

 

 

PS Ta kura wciąż ze mną mieszka. 

Mam dla Ciebie trzy prezenty, ale możesz wybrać tylko jeden.

Ja bym zapisał się na wykład. Większość wybiera srodkową opcję. Ciekawe, co Ty wybierzesz...